Fragment książki Henryka Pająka pt: „Dwa pogrzeby jeden wstyd”, Wydawnictwo Retro. Przypisy w oryginale.
Tak nauczał kard. J. Glemp, toteż L. Kaczyński podpisując akt zniewolenia Polski przez Euro-Łagier, czuł na sobie „błogosławieństwo” dygnitarzy neo-Kościoła w Polsce i Watykanie.
Kard. J. Glemp oznajmił już w lutym 2003 roku:
Wierzę, że taka jest wola Boża, że Bóg chce, abyśmy weszli do wspólnej Europy. Byłoby źle, gdyby tak się nie stało. Wierzę, że to jest Boży zamysł…28
Po siedmiu latach widać, że Bóg kardynała Glempa, ale także Bóg śp. abp „Życińskiego” i Jana Pawła II, wspierał „wejście” Unii Europejskiej do Polski w celu deprawacji, relatywizacji zasad wiary, ekumenizacji, itp. wymysłów anty-Kościoła, co opisałem w dwutomowej pracy „Lękajcie się”.
To zaś odbiera przeciętnemu katolikowi prawo do wybrzydzania na Lecha Kaczyńskiego, który pysznił się na zdjęciach z podpisanym przez siebie traktatem rozbiorowym w dłoni, za sobą mając Tuska, Buzka i Barroso – razem czterech jeźdźców nowej Apokalipsy.
Kaczyńscy powtarzali mantrę: „Najważniejsza jest Polska… Polska silna i suwerenna, o którą walczyły miliony Polaków poprzednich pokoleń”.
Pakt żydostwa polskojęzycznego z żydostwem europejskim był naszą kapitulacją bez jednego wystrzału, na grobach i prochach owych „milionów Polaków poprzednich pokoleń”.
Czy musimy być tacy naiwni, aby uznać, iż L. Kaczyński, jego brat Jarosław i cała loża pod nazwą PiS nie wiedzieli, co o członkostwie Polski w UE mówili politycy niemieccy? To przypomnijmy:
Nie drażnijcie ofiary, która sama pcha się w nasze ręce. Zawierzcie mej metodzie, ja wam dostarczę wschodnie landy w ten sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, czyli Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni, że zostali wreszcie Europejczykami.
Tak powiedział kanclerz Schroeder na zjeździe tzw. „wypędzonych” w Berlinie już w 2001 roku.
Jak się mają slogany o Unii jako o „Bożym zamyśle” kard. Glempa w zderzeniu z patetycznymi frazami prezydenta Kaczyńskiego, wypisanymi /poniżej/ na odwrocie jego fotografii z małżonką Marią? Oto one:
Tylko Polska sprawiedliwa, uczciwa i solidarna może się rozwijać, tylko w takiej Polsce możemy wykorzystać wszystko, co własnym wysiłkiem zdobyliśmy, co jest naszym sukcesem, niezaprzeczalnym dorobkiem żyjących pokoleń /31 grudnia 2005 r./.
Co znaczy fraza: „tylko w takiej Polsce mażemy wykorzystać wszystko, co własnym wysiłkiem zdobyliśmy”? Kto zdobył? Polacy czy może pewna nacja pasożytująca na „takiej Polsce”?
I druga złota myśl prezydenta Kaczyńskiego na tejże laurkowej fotografii:
Musimy pielęgnować swoją kulturę, musimy pamiętać swojej historii, musimy pamiętać o swojej tożsamości. Tożsamości ciekawej, niepowtarzalnej, na którą złożyły się nasze skomplikowane dzieje /II września 1997 roku/.
„Nasze, swoje skomplikowane dzieje” – Czyje dzieje? Ich dzieje czy dzieje Polaków? O czyich to /„naszych”/ dziejach mówił prezydent Kaczyński? Dlaczego nigdzie tu nie padło słowo: „polskie”; „polskie dzieje”, itp. A może w obydwu wypowiedziach miał na myśli i mówił o dziejach jakiejś innej nacji, grupy, którą uznał za konieczne nazywać „naszą”, „niepowtarzalną”, inną pośród „tutejszej”?
Czy Kaczyńscy byli wtedy tak ślepi i naiwni, że ich dworzanie nie podsunęli im przed oczy wypowiedzi żydowskiego neohitlerowca Henry Kissingera?
Trzecia Mitteleuropa ma na celu nową kompozycję Europy Środkowo-Wschodniej po wycofaniu się Sowietów. Zadaniem 80-milionowych Niemiec jest zająć ten obszar. Wszystkie środki są temu celowi poświęcone.
Henry Kissinger to były sekretarz stanu USA, obecnie /2011/ doradca polityczny Benedykta XVI. Lech Kaczyński musiał chyba nie znać tej wypowiedzi, bo jego ojciec, podobno powstaniec warszawski – Rajmund Kaczyński musiałby się przewracać w grobie, gdy jego syn podpisywał akt kapitulacji przed neohitlerowskimi Niemcami!
Polacy będą żyli z pracy, a nie z własności, bo własność przeznaczona jest dla kogoś innego.
Zadekretował to Żyd Janusz Lewandowski / Aaron Langman/, syn Żyda uratowanego przez polską rodzinę Lewandowskich w okolicach Lublina. To były minister zniekształceń własnościowych w PRL bis z ramienia żydowskiego kahału pod mylącą nazwą „Unii Wolności”.
Dużo pieniędzy i cierpliwości będzie potrzeba, by Niemcy /…/ mogli pewnego dnia odzyskać duże części wschodnich obszarów, które utracone zostały w wojnie Hitlera. Wkrótce bowiem Polska zostanie członkiem Unii Europejskiej.
Tak pisał Dikr Koch w neohitlerowskim „Der Spiegel”. W art. 116 aktualnej Konstytucji Niemiec zapisano, że granicą wschodnią Niemiec jest granica Trzeciej Rzeczy Hitlerowskiej z 1937 r.
Lech Kaczyński już spoczywa w sarkofagu, toteż można już przypominać złote myśli jego „ojca duchowego”, szefa polskich masonów – Jana Józefa „Lipskiego”: sentencje o wierze katolickiej, Kościele, patriotyzmie. W książce „Powiedzieć sobie wszystko. Eseje o sąsiedztwie polsko-niemieckim” /W-wa 1996/ „Lipski” tak podsumował polskość:
„Miłość do wszystkiego co polskie” – to często formuła narodowej „patriotycznej” głupoty. Bo były przecież i ONR, i pogromy we Lwowie, Przytyku i Kielcach, getto ławkowe, pacyfikacja wsi ukraińskich, i Brześć, Bereza i obóz w Jabłonnie w 1920 roku.
Po takiej przejażdżce po polskim „antysemityzmie” z pogromami na czele, „Lipski” ostrzegał:
Strzeżmy się i podejrzliwie patrzmy na każdą nową ofensywę patriotyzmu.
Jarosław Kaczyński był ostrożniejszy w słowach, bo i czasy nieco się zmieniły, ale nie zmieniły się żydomasońskie preferencje. Zamiast na odczycie w „Fundacji Batorego” mówić o „antysemityzmie”, wrednym nacjonalizmie Polaków, Jarosław posługiwał się słowem „radykałowie”, ale ta zakamuflowana obelga oznaczała każdego, kto myśli propolsko, czyli „nacjonalistycznie”. Znów „Lipski”:
Czy naprawdę nigdy nie słyszeliśmy podczas okupacji zdania: „Po wojnie Hitlerowi” postawi się pomnik”?
Nawet bezkompromisowy felietonista, kryptożyd „Kisiel” nazywał swego pobratymca „Lipskiego” świętym osłem.
W hagiograficznej książce o J.J. „Lipskim”, niejaka M. Puchalska cytowała żydowskiego lewaka Aleksandra „Małachowskiego”, który z oburzeniem pisał, że kiedy J.J. „Lipski” startował na stanowisko senatora z Radomia, sprzeciwić się temu miał miejscowy biskup, co „Małachowski” skwitował następująco:
Ta sama tępa nienawiść niewykształconego kleru nic nie rozumiejącego z tego, czym jest współczesny socjalizm.
Żydomasońska pępowina Kaczyńskich stale utrzymywała ich na pierwszej linii wojny o rząd nad polskimi gojami. Wymagało to jego bezwzględnego posłuszeństwa wobec strategii amerykańsko-izraelskiej krucjaty na kraje „demoludów”. Nigdy ich nie zawiódł.
O tym, jak Żydzi potrafią promować „swoich” w polityce i nauce, świadczy kariera naukowa obydwu Kaczyńskich. Tak jak żydo-mason Jan Józef „Lipski” prowadził ich „od kolebki” na salony kariery politycznej, tak ich promotorem w „nauce” był profesor Stanisław Ehrlich. Prześledźmy jego karierę, która przy okazji świetnie wpisuje się w mit o prześladowaniu i „wypędzeniu” Żydów z Polski w 1968. Ehrlich wypromował całe zastępy żydowskich doktorów i profesorów prawa, w tym Jarosława Kaczyńskiego, który nazywał prof. S. Ehrlicha „niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie prawa”.
S. Ehrlich urodził się w 1907 roku w Przemyślu, zmarł w 1997 roku. Studia w Wyższej Szkole Nauk Politycznych ukończył w Krakowie w 1929 roku. Zaledwie rok później uzyskał stopień doktora prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1951 roku – szczytowym okresie żydobolszewickiego terroru w Polsce, kiedy nie było dnia, aby nie wykonywano wyroków śmierci na ostatnich patriotach przedwojennego pokolenia, Ehrlich został mianowany na stanowisko profesora nadzwyczajnego Uniwersytetu Warszawskiego. W 1958 roku uzyskał stopień profesora zwyczajnego tego uniwersytetu.
W latach 1932-39 Ehrlich był pracownikiem Prokuratorii Generalnej w tej wściekle „antysemickiej” przedwojennej „endeckiej” Polsce.
W latach wojennego terroru chazarskiego żydostwa spod znaku żydobolszewii, kiedy Polacy byli setkami tysięcy wywożeni na Sybir lub kończyli życie po strzałach w tył głowy w katowniach NKWD, S. Ehrlich zrejterował do Lwowa pozostającego do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej pod okupacją sowietów. W styczniu 1940 roku otrzymał od swoich pobratymców z NKWD stanowisko docenta w Katedrze Prawa Cywilnego, następnie w Katedrze Prawa Cywilnego Procesowego Wydziału Prawa Uniwersytetu Lwowskiego. Po napaści Niemców na ich żydobolszewickich sprzymierzeńców, Ehrlich wycofał się wraz z tysiącami jego pobratymców dalej na wschód. Po 1945 roku, czytamy w jego hagiograficznych biografiach, „włączył się czynnie w odbudowę nauki w powojennej Polsce”, dodajmy w Polsce okupowanej przez Żydobolszewię, okrojonej o połowę jej przedwojennej powierzchni. Początkowo pracował na Uniwersytecie Łódzkim /1946-47/, później w Warszawie. Był założycielem i redaktorem naczelnym miesięcznika „Państwo i Prawo”. Od 1948 roku trudził się pracą naukowo-dydaktyczną na Uniwersytecie Warszawskim.
W 1968 roku w wyniku „represji” utracił stanowisko redaktora naczelnego „Państwa i Prawa” i kierownika katedry na UW.
Prześledźmy zatem „prześladowania” tego Żyda w „antysemickiej” Polsce po 1968 roku, kiedy Polacy już nie byli mordowani strzałami w tył głowy z rozkazu UB dawno już przechrzczonego na „Służbę Bezpieczeństwa”, ale „za granicę” mogli wyjeżdżać tylko nad Balaton lub do socjalistycznej Jugosławii. Na zachód – tylko po podpisaniu lojalek o współpracy z SB lub zgody na inwigilowanie Polonii.
Z tych czasów „prześladowań” datuje się stanowisko prof. Ehrlicha jako redaktora naczelnego /1966-1970/ „The Polish Round Table” – „Polskiego Okrągłego Stołu”, czyli polskojęzycznej żydomasońskiej agentury, prekursora „Okrągłego Żłobu” z 1989 roku.
W 1960 roku wyjechał do USA jako stypendysta Fundacji Forda.
W latach 1965-66 wykładał jako tzw. „vising profesor” na paryskiej Sorbonie, a to przecież na tej Sorbonie wykluwały się zręby tzw. „rewolucji kulturalnej” we Francji i w USA. Takim „vising profesorem” był w Katolickim /!/ Uniwersytecie Louvain w 1927 roku; takimże latającym „vising profesorem” był na Uniwersytecie w Toronto /1973-74; Fundacji Nauk Politycznych w Paryżu /1978/ i na uniwersytetach w Bazylei, Hamburgu, Berkeley, Belgradzie, Bordeau, Dijon, Florencji, Genewie, Heidelbergu, Moskwie, Perugii, Rzymie, Tybindze i Zagrzebiu.
W 1974 roku prof. S. Ehrlich był stypendystą Fundacji Rockefellera w USA.
Ma się rozumieć, wydał wiele prac naukowych i podręcznikowych. Oto niektóre: „Zagadnienia praworządności” – 1945, oczywiście praworządności żydobolszewickiej, bo innej nie było; „Praworządność i Sejm” – 1956; „Studia z teorii prawa” /1966/; „Władza i interesy: studium struktury politycznej kapitalizmu” /1967/; „Wstęp do nauki o państwie i prawie” /1970/; „Oblicza pluralizmu” /1980/; „Dynamika norm” /1988/; „Wiążące wzory zachowania: rzecz o wielości systemów norm” /1995/; „Norma, grupa, reorganizacja” /1997/.
Ten okrutnie prześladowany w antysemickiej Polsce profesor Ehrlich był:
– członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich;
– prezesem Polskiego /?/ Towarzystwa Nauk Politycznych /1964-65/;
– przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego ZAIKS /1976-77/;
– wiceprezesem International Political Science Association /1964-67/;
– przewodniczącym Research Committee on Socio-Political Pluralism;
– prezesem International Association of Social Sceince Documentation /1966/;
– członkiem Jury Europejskiego dla Stypendystów American Council of Learned Sociétés /1972/.
Za swoje zasługi dla antysemickiej Polski /PRL/ został odznaczony m.in. nagrodą resortową II stopnia /1973/ oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1971 roku.
Wraz z syjonistycznym, żydobolszewickim agentem Oskarem Lange i takim samym agentem syjonizmu Adamem Schaffem – już na początku lat pięćdziesiątych /apogeum terroru żydobolszewickie- go w okupowanej resztówce przedwojennej Polki/ założył Towarzystwo Nauk Politycznych – kuźnię kadr syjonistycznego doktrynerstwa w naukach politycznych.
Działał także w powstałym w 1957 roku Polskim /?/ Towarzystwie Nauk Politycznych.
Podsumujmy: Mając takich preceptorów i opiekunów, jak żydo- mason Jan Józef „Lipski”, jak Ehrlich i Schaff, Kaczyńscy robili błyskotliwe kariery naukowe i polityczne, a w stanie wojennym byli nietykalni nawet dla wszechwładnej Bezpieki, bez reszty zdominowanej przez „naszych”.
Ta nadopiekuńczość gigantów polskojęzycznego syjonizmu towarzyszyła Lechowi Kaczyńskiemu aż po grób. NA WAWELU.
21 sierpnia 2012 o 06:00
Woah! I’m really digging the template/theme of this site. It’s simple, yet effective.
A lot of times it’s very difficult to get that „perfect balance” between superb usability and appearance. I must say you have done a amazing job with this. In addition, the blog loads very quick for me on Opera. Exceptional Blog!